czwartek, 15 września 2016

setka

Wczoraj włożyłam do pieca swój setny wypał : ) 
Ucieszyłam się i spojrzałam z zadumą na czas, który minął od dnia, gdy wnosiliśmy ponad stukilowego olbrzyma do pracowni.
Czasem coś wygląda tak spektakularnie, jakby działo się za dotknięciem czarodziejskiej różczki i było zarezerwowane dla nielicznych. 
A czy wiesz, że po latach tzw. "kariery" w korporacji, gdy przyzwyczaiłam się do drogi w górę, zaczęłam spadać w dół? Dzisiaj wiem, że to było niezbędne, bym była, tu gdzie jestem i nie chciała być nigdzie indziej, ale wtedy przeżywałam to boleśnie. Zaczęłam poważnie chorować, straciłam pracę, zyskałam status osoby bezrobotnej a urząd pracy nie przyznał mi dotacji na otwarcie pracowni.
Siedziałam i wyłam, dzień za dniem traciłam wiarę, że pracownia kiedykolwiek powstanie a ja odbiję się od ówczesnego dna.
To był moment, w którym bliscy mówili, że na pewno idzie do mnie coś ważnego, większego, że to musi mieć sens i potrzebuje tych poprzedzających wydarzeń.
Dla mnie nie miało...
I to wtedy, gdy chciałam znaleźć pracę gdziekolwiek, porzucić marzenia, w gazecie pojawiła się wzmianka o konkursie, który organizowała wraz z bankiem. I choć wysyłałam zgłoszenie bez przekonania a potem musiałam walczyć jak lwica, to dzisiaj WIEM, że czasem coś na nas czeka za naszym ostatnim zwątpieniem. Czasem naprawdę warto podnieść się resztką sił i spróbować...
Posyłam gorące - jak temperatura na piecowym liczniku - myśli, ku Wszystkim, którzy myślą, że już nie ma sensu, że nie dadzą rady i że to nigdy do nich nie przyjdzie...
<3



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz