czwartek, 27 sierpnia 2015

Bolesławiecki Święto Ceramiki - podsumowanie bez cenzury

Spoglądam na datę ostatniego postu i już sama data mówi, że byłam bardzo zajęta, skoro nie udało mi się nawet odpisać na Wasze komentarze pod poprzednim postem, nie mówiąc o nowym wpisie.
Za wszystkie dziękuję :)

Czas przygotowań do Bolesławieckiego Święta Ceramiki pochłonął mnie zupełnie i to na wielu frontach.

Między innymi, przy cierpliwym wsparciu Artura (Niedźwiedzia Nora) i Soni (Jeje), na odświeżaniu prawa jazdy. Miałam do przejechania (tam i z powrotem) ponad 700 km, a kto mnie zna, wie, że unikam siadania za kółkiem, prawie od dekady.

Hektolitry potu, zdrętwiałe od zaciskania mięśnie, ale przede wszystkim przyjacielska atmosfera wsparcia, sprawiły, że uwierzyłam, że dojadę i rację mieli Ci, którzy wieścili, że mi się spodoba.

Podoba mi się troszkę bardziej niż ostatnio, ale to wciąż poważny wysiłek emocjonalny, któremu podołałam!
Sonia, Artur? Dziękuję <3
Bez Was, nie udałoby się!


Zdjęcie zrobione na postoju, by uwiecznić motoryzacyjny przełom emocjonalny dla potomnych
Dojechałam, z poczuciem wdzięczności, że bez szwanku i świadomością, że przede mną bardzo intensywny czas.
Nie myliłam się. Samo wtaszczenie do domku kilkudziesięciu kilogramów moich prac oraz praca nad ekspozycją, to tylko początek tego, co na mnie czekało! :0

Ale radość, gdy na domku zawisł baner, ogromna!





Co z tego, że wzięłam na niskie krzesło, więc nie mogłam na nim siedzieć przez 5 kolejnych dni, bo nie było mnie widać. Że do toalety uprawiałam biegi sprinterskie, gdy życzliwi współwystawcy, spoglądali troskliwie na moje stoisko. Że udało mi się zjeść nieprzebraną ilość "jedzenia", którego już od dawna w domu unikam? I nie zobaczyłam niemal nic, co towarzyszyło Świętu? A ceny na moim stoisku, jako że nie zaczynały się od 3(!) złotych, czasem wzbudzały oburzenie ? I w nocy na drodze miałam duszę na ramieniu, bo po ciemku widać małoooo?

To są te składniki targowego zaplecza, do których mało kto się przyznaje, o których nie mówimy, ale nimi są.

Czasem determinują nasze wrażenia, zabierają radość, czasem sprawiają, że boli nas arogancja komentujących przechodniów, ale...

Ale na drugim biegunie są spotkania i DARY! Dostałam po raz kolejny taki ogrom ciepła, uznania dla tego, co robię, że moje serce puchło szybciej niż zmęczone stopy :)!

Piękne były rozmowy o życiu, podróżach i spełnionych marzeniach. 

Móc odkrywać z Wami, to co wspólne.

Dziękuję każdemu, kto miał chęć zapłacić za misiurowy kawałek gliny- mniejszy, większy, czując w nim serce i ogrom pracy, jaki włożyłam w moją glinianą drogę, by być tu gdzie jestem i marzyć, by dojść jeszcze dalej <3!

Niektórych spotkań nie zapomnę!

Wróciłam spełniona i szczęśliwa, ale także mocno zmęczona. Buntują się plecy, dłonie i wewnętrzny leń, którego nikt nie słucha :)
Niebawem dam im odpocząć, bo o zdrowie warto dbać...

Ale... nie samą pracą żyje :) Choć, gdy praca jest pasją, wybory mogą zaskakiwać :)
Moim prezentem dla siebie samej za wytrwałość, za przekraczanie swoich wewnętrznych ograniczeń i dzielność, była poniedziałkowa wycieczka w bardzo szczególne miejsce...

Marzyłam o tym miejscu od zawsze, ale wciąż było zbyt daleko, by pojechać "ot tak".
To niezwykłe Muzeum, bo żywe właśnie.
Weszłam do świata, który znam ale w mikroskali i którego nigdy nie mogę obserwować z boku, bo jestem wewnątrz procesu. 

Czułam dziecięcy zachwyt patrząc "przez ramię" Pracownikom, którzy powołują do życia bolesławieckie CUDA!

Miałam ochotę przycupnąć w kąciku, zatrudnić się na trzymiesięczny staż, po którym okazałoby się, czy mogę zostać na stałe!

Zastawiam się, jakie wrażenie mają osoby nie związane z ceramiką, które odwiedzają to miejsce. Rozumiejąc co się dzieje wokół, miałam ochotę podskakiwać z entuzjazmem! Mam nadzieję, że zdjęcia zachęcą Was, by kiedyś tam zajrzeć.












Ostrzegam od razu przed mękami Tantala, które na Was czekają w sklepie firmowym! Wahałam się pomiędzy tymi naczyniami


a misą bliską memu sercu...



stanęło na misie w serca :)

Żegnam sierpień z wdzięcznością i postanowieniem wrześniowego odpoczynku.
Dziękuję WSZYSTKIM, którzy byli ze mną mentalnie w Bolesławcu, którzy dodawali otuchy i współradowali się sukcesami, z Panem Misiurą na czele, rzecz jasna!!
Bez Was o wiele trudniej byłoby mi sięgać po marzenia! <3
I radzić sobie z przeciwnościami losu, jak na przykład: zepsucie się pieca (serwis najpewniej jutro, oby go uzdrowił, obudził)

środa, 12 sierpnia 2015

o malowaniu płyt chodnikowych w Berlinie, Paczczaku i cyrklu na plaży

W ciszy cichutko buzuje pragnienie, by napisać o wakacjach, wychodzeniu ze strefy komfortu, wspinaniu się wzwyż, wdzięczności i płytach chodnikowych Berlina.

Jak często czujecie wdzięczność?

Jak wiele Wam trzeba, by ją poczuć? Czy stawiacie życiu i sobie wieczne warunki: "jeśli, to"? Czy z zachwytem dziecka drżycie z radości z powodu błahych "bzdur"?

Zanim zasnę, każdego dnia, staram się znaleźć powody do wdzięczności za to jaki ten dzień był.
Miewam dni, gdy wydaje mi się, że świat się na mnie obraził i koniec dobrych zdarzeń, ale zanim porządnie wyrażę mój żal, już pojawia się kolejny powód, by się cieszyć :)

Wdzięczność to bardzo płodne uczucie, wystarczy o nie dbać, karmić swoją uważnością a rodzina Waszego zachwytu będzie wielkości plemienia, gdzieś w upalnej Afryce!

Mój wakacyjny, wygrany w konkursie organizowanym przez Ekspresja siebie, wyjazd na warsztaty, podczas których miałam odkrywać swoje piękno, zaskoczył mnie swoją obfitością. Poznałam niezwykłe kobiety, pomalowałam pierwszy raz w życiu paznokcie na czerwono i tańczyłam w miejscach publicznych. Kto mnie zna, wie, że nie sposób wyciągnąć mnie na parkiet. Tańczę, czy raczej pląsam, tylko w czterech ścianach, ale na wyjeździe, w niezwykle opiekuńczym towarzystwie, wszystkie wychodziłyśmy ze strefy komfortu tańcząc na plaży, molo, parku - niezrażone otoczeniem. Niezwykle uwalniające było porzucić wewnętrznego krytyka, odkryć w sobie obszary, które wymagają troski i zatańczyć do utworu o niezwykłym tytule: "Brave". Po miesiącu oglądam film i czuję, że zażenowanie, które czułam jakiś czas temu ulatuje, pozostaje czułość wobec siebie :) Jest we mnie dziecko, sarna i żyrafa- wszystkie trzy gotowe, by żyć :) Tak, przyznam się- to ja w białym sweterku- gubię krok i z całych sił staram się zrobić cyrkiel- jestem szczęśliwa i wzruszona :)! Kasiu, bez Ciebie by nas tam nie było <3

Dla wszystkich, którym odwagi brak, którzy szukają inspiracji, dla czułych i marzących, film do obejrzenia TU

Z Pucka wróciłam nie tylko wzmocniona, ale i bogatsza o spotkania z wyjątkowymi Kobietami i kogoś bardzo niezwykłego :)

Dla jednych wieloryb, dla mnie Paszczak pełną, uśmiechniętą gębą. Znalazłam go na plaży i zmierzam uczyć się od niego pogody ducha :)



Gdy wróciłam znad morza, byłam pewna, że czeka mnie wszystko, tylko nie... malowanie płyt chodnikowych w Berlinie :)

A tak! 

Czasem warto, spontanicznie kupić bilet na polskiego busa i pojechać w miejsce, gdzie czekają na Ciebie dwie niezwykłe kobiety :) Pojechać, nasączyć każdą komórkę ciała śmiechem, rozmowami do nocy i czułością jaką mogą dać sobie tylko Kobiety!

W Berlinie zwariowałam, świat dla Misiury!
Misie wszędzie, wiadomo czemu, płyty chodnikowe nie pozwalają przejść koło siebie obojętnie, kusząc kształtem domku (Dziewczyny, dzięki, że dałyście się namówić na malowanie ) no i ta elewacja budynku na Kreuzbergu. Zobaczcie sami!






Berlin był niezwykłym tłem, jednego z ważniejszych w moim życiu, spotkań!!!
Nie pytajcie o zabytki, nie zauważyłam :) :) Ale przepis na hummus mogę dać! 

Te krótkie i soczyste wyjazdy miały w sobie kobiecą moc, której dla piękna równowagi brakowało tylko jednego: czasu z Panem Misiurą!

Nasz wyjazd w Tatry przyniósł piękno, które odbiera mowę! Nie lubię ruchu, zawsze mówię, że największy mam w głowie, więc nie jechałam z planami, by przebiec po szczytach górskich, prężąc bicepsy podczas wieczornych spotkań w schronisku.
Ale góry miały swój plan wobec nas i jesteśmy im za to bardzo wdzięczni!
Czasem warto spojrzeć na świat z góry, wprawić nogi w ruch a głowę wyciszyć krajobrazami, przespać się na podłodze wschronisku i zużyć całe opakowanie plastrów na otarte stopy :)




Gdy wróciłam szczęśliwa i bogata jak za dawnych czasów, gdy szpilki wbijaliśmy na mapy podróżniczych marzeń w Islandię, Nową Zelandię, czy Albanię, los szykował dla mnie niezwykły tort z pięknym domkiem :)




W pewnym lokalu prawie rok temu miałam mieć swoją pracownię, ale przerósł mnie zakres prac remontowych jakich wymagało zrujnowane wnętrze i zrezygnowałam! Jednak Agata i Ania, okazały się Dziewczynami z niezwykłą determinacją i marzeniami, które burzą wszystkie mury i otworzyły tam magiczną cukiernię: Słodkie Zacisze! Po jakimś czasie wpadłam w odwiedziny i przepadłam - to spotkanie musiało się skończyć bardzo misiurowym zamówieniem : ) Zobaczcie sami : ) Nie dość, że misiurowo w najdrobniejszym detalu to jeszcze najzdrowiej na świecie, z szacunkiem dla misiurowych "fanaberii" żywieniowych : ) Nie miałam śmiałości go zjeść, ale gdy zaczęłam, nie mogłam przestać! Zrobiony przepysznie i z miłością <3 POLECAM całym sercem i żołądkiem : ) Dziewczyny, dziękuję!

Do tych wszystkich przyjemności dołóżcie jakieś 100 kilogramów gliny, ponad 1000 stopni na piecu w pracowni, odciski na dłoniach od wałka, bo już za tydzień wielkie święto : ) Moim marzeniem - od wielu lat- było odwiedzić Bolesławiec podczas Święta Ceramiki : ) Ale nie przypuszczałam, że spełni się w tak niezwykły sposób : )! W końcu jadę! Jako wystawca! Praca wre pełną parą - nawet Pan Misiura pomaga szkliwić : )Nie mogę się doczekać! 


Gdziekolwiek jesteście, jak bardzo jest Wam ciepło, życzę Wam pięknego dnia :)

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

już jestem

Hop, hop : ) Wróciłam! Zachwycona i poruszona pięknem świata z wysokości 2112 m n.p.m. Nogi będą teraz odpoczywać a ręce pracować intensywnie, bo już niebawem spełni się wielkieeee misiurowe marzenie : )
Ale zanim zabiorę się za glinę, z radością odpiszę na Wasze maile, zapakuję Wasze zamówienia i pobiegnę na pocztę : ) Pięknego dnia : )