środa, 25 lutego 2015

Przechowywanie SKARBÓW

Misiura ogłasza tydzień pod hasłem: "przechowywanie", czyniąc tydzień bardzooo pojemnym Emotikon smile

I wcale nie chodzi o to, żeby "napchać" do niego jeszcze więcej obowiązków, pożyteczności i co tam sobie wymyślimy, albo wymyślą dla nas inni.


Aktywności mamy całkiem sporo, obowiązków nie mniej, ale co zostaje w nas każdego dnia?

Jedni z nas się modlą, inni- np. ja- kończę wieczór listą wdzięczności.

Dziękuję za każdą dobrą rzecz, która się zdarzyła.
Czasem za błahostki, jak na przykład za dzień, który nie był tak straszny, jak myślałam, że będzie.

Czasem za sprawy wielkie, ważne i najważniejsze.

Miewam też dni, gdy jestem tak pogniewana na świat, siebie i innych, że kładę się mówiąc, że dzisiaj nie mam siły na wdzięczność i to też jest ok:)

Ale szalenie lubię CUDA dnia CODZIENNEGO, zwłaszcza te, które od 11 lat towarzyszą mnie i Panu Misiurze.

Fajnie mimo upływu lat czekać na zgrzyt klucza w drzwiach, chichotać, wkurzać się, ale na krótko.

Łatwo stracić wdzięczność, uważność- bardzo, ale całkiem nietrudno jest ją w sobie obudzić- co z całego serca polecammmm <3

A nawiązując do hasła przewodniego, dzisiaj pojemniki DOMOWE 
Emotikon smile
Co w nich schowacie?


Pretensje o to, kto pozmywa naczynia, czy raczej pomysł na rodzinny wypad do lasu. 


Motki muliny, czy śrubki i gwoździe?

A może każdy moment, który ze słowa DOM czyni poezję codzienności i odświętności? 


Niech Wam się pięknie piszą Wasze poematy, wiersze i eseje Emotikon smile
Pojemniki oczekują na Was w misiurosklepie
TU






ps. krzyżyki pięknie łączą się z domomiłością Misiury :)
Haft skończyłam wczoraj wieczorem :)



ps. a dzisiaj ponoć światowy dzień powolności :)
Nie wiedziałam o tym, a jakoś dzisiaj pozwalam sobie działać wolniej!
Podoba mi się :) Polecam  Wam niezwykłą książkę, która wycisza, inspiruje i sprawia, że śpieszyć się jest niezręcznie:)



niedziela, 22 lutego 2015

idzie nowe :)

Zeszły tydzień zaskoczył mnie obfitością zdarzeń, dobrych zdarzeń i nowych form- z gliny i ruchu :)

Z pieca wyskoczyło całkiem sporo miłych niespodzianek, pojemników i słońca!


A moje ciało dało się namówić na szaleństwo: tańca solo latino, zumby i tańca na rurze:)

Nie, nie mam ukrytego talentu w tej materii, wręcz przeciwnie :)

Na pierwszych zajęciach szukałam swoich nóg, myląc stronę prawą z lewą a lustro było bezwzględne w dokumentowaniu mojej nieporadności, hihihi.

Na zumbie, poczułam, że ważniejszy jest entuzjazm niż liczenie kroków i ruszyłam z ochotą, pracując na przerażające zakwasy- było boskoo!

Na rurze nabrałam szacunku do dziewczyn, które robią to z gracją i wdziękiem. Poza szacunkiem, drżałam o stan mojego prawego braku, prawego nadgarstka oraz stan moich piszczeli po zsuwaniu się i obijaniu o rurę.
Fajnie było spróbować czegoś nowego i wybrać coś dla siebie...

Idzie nowe, czy u Was też?:)

Dzisiaj pojemnik WIOSNA- chowam do niego niedzielne bieganie boso po śniegu, wygrzewanie twarzy w przedwiosennym, mocnym słońcu i podsłuchiwanie ciszy rezerwatu Pazurek!
A co Wy schowalibyście do niego?



Pojemniki i nie tylko czekają na Was w misiurowym sklepie: )

Dobrego poniedziałku :)

Misiura

piątek, 13 lutego 2015

skończyłam się...

bawić z konikiem :)







To było niezwykłe doświadczenie.

Gdybym miała napisać, co mnie w tym tygodniu uzdrowiło, oprócz czosnku, imbiru, miodu, nacierania olejkami "leśnymi", to byłby właśnie ten koń- koń z  Dalahäst!

Niebywała jest moc uważności!
Żeby nie zgubić wzoru, można w trakcie afirmować, medytować- być tą igłą i nitką, które szukają drogi.

Dzisiaj odwiedziłam pasmanterię i zakupiłam wiosenną bombę kolorystyczną nowych mulin. Jeszcze nie mam na nie pomysłu, ale szukam!



W tym czasie dosycha nowa porcja prac, którą wypalę po weekendzie :)

Nie rzucam gliny, nie będę tylko haftować, ale mam solidne postanowienie szukania właściwych proporcji i trzymania tamborka pod ręką!

Wiosna, weekend, idzie nowe!



Mam nadzieję, że i Wy powoli czujecie energię?

Ktoś był na randce artystycznej?
Dajcie znać jak było!

Miłego weekendu- kto lubi Walentynki, niech świętuje, kto nie lubi, niech wymyśli sobie swoje święto - ma być słonecznie :) 


wtorek, 10 lutego 2015

wdzięczność przez ogromne Wu!

Kochane Dziewczyny - Czytelniczki, gdy publikowałam ostatni post byłam przerażona, tym co robię!

Coś w środku prosiło, by powiedzieć głośno: "nie wyszło mi, czy to jest ok?". 
To coś podejrzewało, że często nam nie wychodzi, całkiem wielu nam :)

Coś drugiego (wk?), krzyczało: "nie kompromituj się nieszczęsna istoto..." 
To, z kolei uważało, a przynajmniej starało się mnie przekonać, że każdemu wychodzi zawsze- a galerie na fejsbuku, blogu pękające od piękna, to prawda bez brzydkiego rewersu.

Zrobiłam TO a Wy zrobiłyście najpiękniejszą "resztę", jaką mogłyście mi podarować.

Nie umiem wyrazić wdzięczności wobec oceanu Waszej serdeczności, czułości! 

Każdy komentarz był jak całus w serce!!!

Chciałam Wam podarować  w podziękowaniu coś, co nadal ma związek z książką o której pisałam TU...

To owoc artystycznej randki.

Czym ona jest?

Randką ze swoim kreatywnym ja, randką wolną od ocen.
To takie spotkanie z drugą istotą, w blasku akceptacji, czas na zabawę, niczym za dawnych lat, święto kreatywności, czas na spotkanie z zapomnianymi pasjami...

Nigdy nie robiłam mandali, nie znam "zasad". Może Wy robiłyście?

W każdym razie, jakiś czas temu trafiłam na niezwykłą stronę: Mandalami.
Po spotkaniu z pracami Klaudii, wiedziałam w jakim celu otworzę moje pudełko z suszonymi roślinami.

Gdy powstała, zaskoczyła mnie formą, mocą, energią, mocno bijącym, bugenwillowym sercem.

Ma tytuł: W drodze do...



Być może więcej z Was jest w drodze do... wiosny, do siebie, do narodzin i dobrze Wam zrobi jej moc.
Ja patrzę na nią z uśmiechem.

Melduję także, że mutant przeziębieniowy utrudnia stanie w pełni sił nad gliną, ale bawię się przednio :)

Nie chcę Was (prze)straszyć, więc nie napiszę, że znowu w ramach artystycznej randki, tylko, że dałam się zainspirować niezwykłej twórczości Kasi Urban Rybskiej, która haftuje  haftem gobelinowym (mała próbka poniżej, ale Wy zajrzyjcie na stronę Kasi) <3



Wyciągnęłam z szafy tamborek, który podarowała mi niezwykła Magda z Cudaki i Wianki (Magda ma w sobie szczególną wrażliwość na to, co dla nas mogłoby się schować w szufladzie pt."zbędne" - pięknie nadaje nowe życie domowym różnościom, zobaczcie same) i... wróciłam do mojej pasji sprzed dwóch dekad.
Haftuję krzyżykiem i myślę o mojej zwariowanej podróży do Szwecji, o nocnej wyprawie na podglądanie łosi, spaniu w krzakach 





i twarzy a'la Myszka Miki :) To było wieki temu...
Jakby, ktoś chciał przeczytać dziennik z podróży, to zawiesiłam go dla Was TU


dbajcie o siebie i bądźcie tak troskliwe, serdeczne i czułe, wobec siebie, jak jesteście wobec innych :)

<3

piątek, 6 lutego 2015

Porażka na Drodze A....

Od trzech tygodni jestem na drodze, "Drodze Artysty".

Nie, nie chodzi o przerost ego nad gliną, tylko o lekturę niezwykłej książki, autorstwa Cameron Julii.

Znacie to uczucie, gdy czasami dogrzebujecie się w sobie do niezwykłych pokładów?

Część z nich zasypana czasem, codziennymi obowiązkami, rezygnacją z samego siebie.
Część zakrzyczana przez wewnętrznego krytyka, o którym wspominałam jakiś czas temu.
Część zahukana pod naporem zakazów/ nakazów: musisz, powinieneś, nie wolno, etc.
Część zostawiana w dzieciństwie wraz z entuzjazmem i ciekawością...

Kto grzebał, ten wie :)

Można zwariować z przerażenia i równocześnie poczuć jak okno w dusznym pokoju- otwiera się szerzej...

Ta książka budzi, budzi nas i budzi demony, które nam przeszkadzają!

To intymne doświadczenie, niemożliwe bez pracy i otwartości, której oczekują od nas zestawy ćwiczeń. Nie ma zmiłuj się! 

To nie jest książka dla artystów- tylko i wyłącznie.
Wg mnie, to jest książka dla tych, którzy tęsknią za sobą, tęsknią za pełnią. Ale także dla tych, którym bliżej do wmawiania sobie: nie umiem tego zrobić, niż: mogę, jasne, że tak:)

Każdy na innej głębokości ma zakopane swoje pokłady, każdy z nas ma inny zestaw narzędzi, każdemu inaczej praca z książką będzie się manifestować.

Bywają chwile, gdy mam ochotę rzucić ją w kąt, udając, że nigdy jej nie czytałam i takie, gdy brakuje tchu od poruszających zdań...

Świat nie jest obojętny ta taką lekturę!

W tym tygodniu wszystko co mogłoby się udać, nie udało się.
Seria ciosów i porażek była tak mocna, że zgięłam się wpół i tylko dzięki mocnym dłoniom bliskich osób nadal stoję, zaciekawiona tym co dalej!

Glina - pod przywództwem pieca - zadrwiła ze mnie tak solidnie, jak jeszcze nigdy przedtem.

Ilość serca, żmudnych godzin pracy jakie włożyłam w piec i zgliszczy jakie wyciągnęłam- porażająca!

Ale w pewnej niemocy pod naporem porażek, w poczuciu, że już mi nie zależy, zaczęły też przychodzić zwiastuny czegoś ważnego- śmieszne, gdy spojrzeć na nie z boku, ważne, gdy patrzę na nie ja...

Gdy opadły ręce, przywykłe do prostych, przewidywalnych cięć, przyszedł mały - mysi - chomik- śmieszniutki nieudasek, przedszkolny, ale tak sympatyczny, że w chaosie, słodki i ważny.

Gdy glina ze mnie zadrwiła, sprawdziłam jak bardzo można nabałaganić masą lejną :) Ubawiłam się po łokcie bałaganu :)


Powstały też nowe pojemniki na bibeloty, na drobiazgi, na skarby dnia codziennego:



Część wyszła przerażająco: 


ale dwa oswajają nas z deszczem, choć przykrywki za nic mając krągłość koła:


 W temacie deweloperskim, całkowita klapa!
To domowe mrowisko, zagrało mi na nosie!
Udało się jedynie 10%, piec spalił, przepalił, zmatowił co mógł.
Pewną ironią losu było to, że niemal nie wyszedł
ani jeden dom z napisem: szczęście uśmiecha się do Ciebie, a całkiem dobrze wyszły domy: miłość cierpliwa jest. Mimo głębokiego żalu, zmęczenia, widziałam w tym jakiś sens, jakieś przesłanie :)




Ale wiecie co? To był niezwykle trudny i niezwykle cenny tydzień. Zrobiłam parę rzeczy, które wygoniły mnie ze strefy tzw. komfortu, pomyślałam o sprawach, które wciąż wydawały mi się zbyt mało ważne- w natłoku codziennych spraw. I dostałam tyle ciepła i miłości, ile nawet nie miałabym śmiałości marzyć! Przede mną jeszcze 11 tygodni burzenia starego, by zbudować nowe- nie mogę się doczekać, choć już wiem, że może boleć :)